Krzysztof Śliwiński

 

„Tygodnikiem Powszechnym” zainteresowałem się jeszcze przed maturą dzięki wychowawcy, który opowiedział mi, jak ważne jest to pismo, w jakich okolicznościach zostało przejęte przez PAX i dlaczego, mimo wszystko, warto je czytać. Z lektury tamtego PAX-owskiego „Tygodnika” pamiętam przede wszystkim teksty Anny Morawskiej. To ona wprowadzała mnie w świat Teilharda de Chardin czy Thomasa Mertona.

Czytaj dalej »Krzysztof Śliwiński

Anna Szałapak

 

Najpierw był „Tygodnik Powszechny”, który, jako ważne w czasach PRL-u pismo społeczno-kulturalne, czytało się w moim domu rodzinnym. I nie mogło być inaczej…

Jerzego Turowicza poznałam w Piwnicy pod Baranami, gdzie pojawiłam się w styczniu 1979 roku. To był dla Piwnicy trudny czas, po odejściu gwiazd i wielkich osobowości. Nie było już Ewy Demarczyk, Krysi Zachwatowicz, Krzysia Litwina, Miki Obłońskiego, Mieczysława Święcickiego. Irena Wiśniewska wyjeżdżała do Paryża, Ola Maurer chyba była w ciąży. Wiesio Dymny zmarł w lutym 1978 roku. Nie występował już Leszek Długosz.

Czytaj dalej »Anna Szałapak

Dorota Swat

 

Znam człowieka, którego stworzył Jerzy Turowicz.

Do redakcji polskiej edycji „L’Osservatore Romano”, gdzie pracowałam jako tłumaczka i redaktorka, przyszedł pewnego dnia młody, wysoki człowiek z grzywką (taką polską grzywką…). To były lata 80. i redakcja pisma była miejscem otwartym, gdzie każdy mógł przyjść: przejrzeć gazety, porozmawiać, zapytać o informacje. W tamtych czasach, jak wiadomo, nie chodziło się do polskiej ambasady.

Czytaj dalej »Dorota Swat

Barbara Strzelecka

 

[1]Z mojego świadectwa chrztu można się dowiedzieć, że w chrzest Barbary Strzeleckiej, urodzonej 26 października 1938 roku, zaangażowani byli trzej bracia Turowiczowie. Ojcem chrzestnym został najstarszy brat mamy, dr Andrzej Turowicz; ponieważ jednak był we Lwowie, w jego zastępstwie trzymał mnie do chrztu najmłodszy wuj – inż. Jerzy Turowicz. (Wuj Jerzy studiował wówczas na Politechnice Lwowskiej i stąd ten tytuł – to chyba zresztą jedyny dokument, w którym występuje on jako inżynier.) Chrztu udzielił środkowy brat – ks. dr Juliusz Turowicz. Uroczystość odbyła się oczywiście w Kolegiacie św. Anny – kościele ważnym i dla Turowiczów, i dla Strzeleckich. Między innymi moja babka Strzelecka, która wcześnie owdowiała i została z siedmiorgiem dzieci, choć było jej ciężko, haftowała obrusy do kolegiaty. Może nawet gdzieś jeszcze zachowały się ich szczątki?

Czytaj dalej »Barbara Strzelecka

Władysław Stróżewski

 

Zaczęło się wcześnie – w 1957 roku pojawiłem się w redakcji miesięcznika „Znak” w zastępstwie Stefana Wilkanowicza, który jako sekretarz pisma wyjechał pierwszy raz zagranicę. Do pracy redaktorskiej zarekomendował mnie prof. Stefan Swieżawski, promotor mojej pracy magisterskiej, który blisko współpracował ze Stefanem i całą redakcją „Znaku”. W ten sposób znalazłem się pod skrzydłami pani Hanny Malewskiej, redaktor naczelnej pisma (wspaniała kobieta, wielki umysł, genialna pisarka). Zostałem współpracownikiem miesięcznika, a jednocześnie zacieśniały się moje kontakty z „Tygodnikiem” (nigdy jednak nie byłem związany formalnie z pismem Jerzego Turowicza). Tym bardziej, że pracowało tam paru moich znajomych, m.in. Krzysztof Kozłowski, który studiował filozofię na KUL-u w tym samym czasie co ja; znałem też Marka Skwarnickiego i Jurka Kołątaja.

Czytaj dalej »Władysław Stróżewski

Teresa Schroeder-Starowieyska

 

[1]Moja mama, Irena z Grudzińskich-Schroederowa, znalazła się w Goszycach w połowie lat 20. Wcześniej moja babcia, Maria z Hryckiewiczów Grudzińska, uciekła przed bolszewikami, którzy zamordowali jej męża, z Mińszczyzny. Tam pozostawiła dom i cały majątek. Rozpoczęła nowe życie: korzystając z pomocy niepokalanek z Szymanowa, została nauczycielką, miała mieszkanie i małe gospodarstwo. Potem, wraz z młodszą córką, Heleną, wyprowadziła się do Wilna.

Czytaj dalej »Teresa Schroeder-Starowieyska

Teresa Stankiewicz

 

Do „Tygodnika” przyszłam z ulicy. Przechodziłam obok siedziby redakcji, pomyślałam, że wejdę i zapytam się, czy może potrzebują grafika. Byłam studentką krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, miałam już męża, a na naszym utrzymaniu było dziecko, moja mama i rodzina mojej siostry. Nietrudno się domyślić, że brakowało nam pieniędzy (mieszkałam z rodziną w jakiejś zawilgoconej norze w Podgórzu, gdzie zimą zeskrobywało się szron ze ścian), czasy były ponure, a „Tygodnik” był jedyną gazetą czytaną u mnie w domu od zakończenia wojny. Pomyślałam więc, że może tam uda mi się pozyskać jakieś zlecenia.

Czytaj dalej »Teresa Stankiewicz

Piotr Słonimski

 

O Jerzym Turowiczu mogę powiedzieć tylko tyle, że uosabiał to, co jest w Polsce najlepszego.

Poznaliśmy się bardzo dawno temu – może już na początku lat 70., przez mojego stryja, Antoniego Słonimskiego, który zaczął wówczas pisać felietony dla „Tygodnika Powszechnego”[1]. Wcześniejsze moje poznanie Turowicza raczej możliwe nie było, bo po tym, jak się osiedliłem we Francji w 1947 roku, polskie władze nie zgadzały się na moje odwiedzanie kraju. Pytałem Antoniego, dlaczego się na to zdecydował, skoro to pismo katolickie. Odpowiedział, że, po pierwsze, nigdzie indziej nie może pisać, po drugie, jest w redakcji tego pisma kilku niegłupich ludzi i tu wymienił m.in. Turowicza. Sam jestem niewierzący, ale nigdy nie byłem nastawiony antyreligijnie – po prostu byłem i jestem przeciwny głupocie i to niezależnie od tego, gdzie ona kwitnie, w Kościele, partii czy jakiejkolwiek kurii.

Czytaj dalej »Piotr Słonimski