Jerzy Skąpski

Pamiętam pewne wydarzenie z czasów, gdy miałem 12 lat – listonosz przynosi „Tygodnik Powszechny” nr 1 z 24 marca 1945 roku i prosi mnie, bym zaniósł go ojcu na górę. „Na górę”, bo mieszkaliśmy na piętrze klasztoru ponorbertańskiego w Hebdowie koło Nowego Brzeska, gdzie ojciec, Antoni Skąpski, był zarządcą majątku Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego, które gospodarowało dobrami opactwa norbertanów, zlikwidowanego przez cara Aleksandra I w 1819 roku.

Czytaj dalej »Jerzy Skąpski

Agnieszka Skąpska

Historia związków mojej rodziny z Goszycami – czyli dworem rodzinnym pani Anny z Gąsiorowskich Turowiczowej – rozpoczyna się w 1925 roku, kiedy jej mama, Zofia primo voto Gąsiorowska, secundo voto Kernowa, zdecydowała się pomóc w wychowaniu dwóch dziewczynek z rodziny kresowej potrzebującej pomocy. Dziewczynkami były panny Grudzińskie, czyli ciocia Irena i moja mama Helena, zwana Lusią.

Czytaj dalej »Agnieszka Skąpska

Dorota Schroeder

  [1]Z dzieciństwa pamiętam, że przyjazdy wuja Jerzego traktowaliśmy jak święto. Nie dlatego, że pojawiał się ktoś z Krakowa albo że to ktoś z rodziny – dlatego, że on. Dzieci, oczywiście, nie brały udziału w rozmowach, ale spotkanie z nim zawsze było dużym przeżyciem. Poza tym widywaliśmy się podczas wakacji, które nasze rodziny przez wiele … Czytaj dalej »

Stanisław Rodziński

  Do sklepu z materiałami galanteryjnymi mojego ojca, który znajdował się przy krakowskim placu Mariackim w kamienicy przylegającej do kościoła p.w. św. Barbary, przyszedł kiedyś kard. Adam Stefan Sapieha. W trakcie rozmowy zgadało się im, że mój ojciec urodził się w Nawojowej koło Nowego Sącza, gdzie w pałacu Stadnickich mieszkała siostra kardynała. Tak zaczęła się … Czytaj dalej »

Ewa Preisner

Annę i Jerzego Turowiczów poznałam na początku lat 80. w Piwnicy pod Baranami, z którą byłam wówczas związana (jestem malarką i w Piwnicy przygotowywałam scenografię). Pani Anna przychodziła z rzadka na występy, pan Jerzy – często i był traktowany jak nieformalna gwiazda. Gdy wchodził, wstrzymywało się oddech: przyszedł zacny gość. Zabiegało się o jego uwagę, fetowało obecność, a Piotr Skrzynecki zawsze witał go osobiście; na każdym kroku okazywał, jak wiele ma szacunku dla jego wiedzy, erudycji, gustu.

Czytaj dalej »Ewa Preisner

Joanna Wolska-Potocka

 

Mój ojciec, Kazimierz Wolski[1], dziedzic majątku Perepelniki – położonego 70 km na wschód od Lwowa – i lekarz, po klęsce kampanii wrześniowej (był oficerem łącznikowym, później lekarzem w lwowskim szpitalu wojskowym), przez Węgry i Włochy przedostał się do Francji. Do Polski miał wrócić dopiero ćwierć wieku później[2]. Mama, Anna z Sozańskich Wolska, została sama z sześciorgiem dzieci: Marcinem, Krzysztofem, Różą Marią, Joanną, Anną i Piotrem. Nie miała złudzeń, co do naszego losu na wsi po wejściu Armii Czerwonej i przy niepewnej postawie Ukraińców. Dlatego rozdała ruchomy majątek zaprzyjaźnionym chłopom ukraińskim, po czym spakowała się i wyjechała z dziećmi do Złoczowa, najbliższego dla Perepelnik miasta, gdzie wynajęła dwupokojowe mieszkanie z kuchnią. Miasto wydawało się wtedy bardziej bezpieczne. I rzeczywiście było, choć nie dla wszystkich – Rosjanie opróżniali z Polaków metodycznie dom po domu i ulica po ulicy, wywożąc wszystkich w głąb Związku Radzieckiego. Nasz dom szczęśliwie omijały kolejne partie wywózek, ale mama zdecydowała, że nie będzie czekać na naszą kolej, tylko zmieni okupanta, tzn. przeprawi się z nami do krewnych, którzy mieszkali w Generalnym Gubernatorstwie, w powiecie miechowskim.

Czytaj dalej »Joanna Wolska-Potocka

Wojciech Plewiński

 

Poznałem Annę i Jerzego Turowiczów, gdy zacząłem się zalecać do Joanny Wolskiej. W lipcu 1953 roku pobraliśmy się i wtedy wprowadziłem się do wynajmowanego przez Joannę pokoju w mieszkaniu Turowiczów przy Lenartowicza. Udało jej się znaleźć to lokum dzięki mamie, Annie z Sozańskich Wolskiej – spowinowaconej z Anną Turowiczową[1] – która sprowadziła się z dziećmi do rodzinnego dworu Anny w Goszycach pod Krakowem na początku wojny, gdy uciekała przed bolszewikami z majątku Perepelniki, położonego kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Lwowa.

Czytaj dalej »Wojciech Plewiński

Irena Oszacka

Anulę Gąsiorowską, jeszcze nie Turowiczową, poznałam w 1937 roku w gimnazjum sióstr niepokalanek w Nowym Sączu. Byłam uczennicą jednej ze starszych klas (maturę zdałam w 1938 roku), Anula studiowała już historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sprowadziła ją do szkoły – swoją ukochaną wychowankę! – siostra Emilia Wilczyńska, by Anna zagrała rolę Władysława Warneńczyka w spektaklu na temat historyczny, jaki szkoła miała zwyczaj wystawiać każdego roku na zakończenie karnawału (sztukę napisała siostra Gertruda Skórzewska, a wyreżyserowała właśnie siostra Wilczyńska). I choć spektakle były tak pomyślane, by każda dziewczyna – od najmłodszych klas po maturzystki – znalazła dla siebie rolę, do wcielenia się w postać króla Władysława nie znaleziono odpowiedniej kandydatki. I wtedy właśnie siostra Emilia przypomniała sobie, że przecież Anna Gąsiorowska by się nadała…

Czytaj dalej »Irena Oszacka

Janina Ochojska

 

„Tygodnik Powszechny” wzięłam pierwszy raz do ręki w Toruniu, w domu rodziców mojej koleżanki Madzi Dokurno, gdzie mieszkałam podczas egzaminów wstępnych na astronomię. Rodzina Magdy była inteligencka, związana z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu i z Kościołem. „Tygodnik” pojawiał się w tym domu systematycznie co tydzień, ponieważ rodzice Magdy mieli założoną w kiosku tzw. teczkę, a więc kioskarka odkładała dla nich pewne tytuły. (W latach ustawicznego niedoboru, kiedy niektóre tytuły prasowe rozchodziły się błyskawicznie, np. „Tygodnik”, teczka w kiosku była rzeczą bezcenną!).

Czytaj dalej »Janina Ochojska

Anna Niżegorodcew

 

Do Jerzego Turowicza mówiłam „wuju”, ale nasze pokrewieństwo było dalekie: wuj Jerzy był skoligacony przez swoją mamę, Klotyldę z domu Turnau, z moim ojcem, Adamem Turnauem.

Rodzina wywodzi się od Jakuba Turnaua, którego dziećmi byli m.in. Henryk, dziadek wuja Jerzego, i Ludwik, mój pradziadek. Ludwik miał dwóch synów; jednym z nich był Karol, lekarz i oficer austriacki, którego synem był mój ojciec, Adam. Grobowiec Jakuba Turnaua (odnowiony w ostatnich latach staraniami rodziny) znajduje się przy starym kościele niedaleko ruin zamku w Dobczycach. Dworu rodzinnego w Gaiku koło Dobczyc niestety już nie ma; w tym miejscu znajduje się zbiornik wody pitnej dla Krakowa.

Czytaj dalej »Anna Niżegorodcew