Jadwiga: Miałam kilkanaście lat, gdy zaczęłam czytać w „Tygodniku Powszechnym” teksty Kisiela i pani Józefy Hennelowej. Gdy kończyłam pierwszy fakultet, historię (potem studiowałam jeszcze socjologię), poznałam ks. Adama Bonieckiego, który na przełomie lat 60. i 70. zapraszał studentów z duszpasterstwa akademickiego, jakie prowadził przy Kolegiacie św. Anny, na niedzielne posiadówy do siebie. Dyskutowaliśmy, czytaliśmy (np. pisma św. Tomasza z Akwinu, ale w ramach rozrywki intelektualnej także „Rekreacje Mikołajka”), jedliśmy chleb z żółtym serem.
Spotkania odbywały się w mieszkaniu państwa Turowiczów przy ulicy Lenartowicza, od których Adam wynajmował pokój. Pokój był zaraz na prawo od wejścia, po lewej była kuchnia – to był cały obszar zajmowany przez gości Adama.