Moje kontakty z Jerzym Turowiczem były raczej sporadyczne, przynajmniej w Polsce. Spędzaliśmy ze sobą o wiele więcej czasu, przede wszystkim na dyskusjach, gdy Jerzy zatrzymywał się u mnie albo u mojej siostry, Wandy Gawrońskiej, podczas trwających wiele tygodni pobytów w Rzymie. Wtedy co wieczór spotykaliśmy się na rozmowach przy kolacji i winie. Między innymi radość z wybrania kard. Karola Wojtyły na papieża przeżywaliśmy w Rzymie wspólnie.
Relacje o Jerzym Turowiczu
Rozmowy o Jerzym Turowiczu – przeprowadzone i opracowane przez Annę Mateję – powstały w latach 2008–2012. Autorka, usuwając własne pytania z nagranych wypowiedzi, napisała samodzielne opowieści ponad sześćdziesięciorga osób, które przyjaźniły się i współpracowały z wieloletnim redaktorem naczelnym „Tygodnika Powszechnego”. Fragmenty relacji zostały opublikowane w książce Anny Matei Co zdążysz zrobić, to zostanie. Portret Jerzego Turowicza (Znak, Kraków 2012). Na naszej stronie internetowej udostępniamy je w pełnej wersji.
Prowadzenie prac nad zebraniem i opracowaniem relacji zostało sfinansowane przez Fundację Tygodnika Powszechnego (ze środków Krakowskiej Fundacji Komunikacji Społecznej) i Fundację Jerzego Turowicza (ze środków Narodowego Centrum Kultury), dzięki niezastąpionym działaniom Krzysztofa Kozłowskiego, współzałożyciela i pierwszego prezesa obu instytucji.
Jan Paweł Gawlik
„Tygodnik Powszechny” pojawił się w moim życiu dzięki temu, że opuszczając po wojnie rodzinny Lwów, w drodze do dużego majątku ziemskiego brata mojej matki pod Poznaniem, gdzie miałem pracować, zatrzymałem się u kuzyna mieszkającego w Krakowie, przy Placu Szczepańskim. Ten wyśmiał moje rolnicze plany i namówił do pozostania w mieście. Tak zrobiłem. Zapisałem się na przyspieszone kursy maturalne, złożyłem egzamin dojrzałości, rozpocząłem studia na Akademii Handlowej.
Marek Edelman i Paula Sawicka
Marek Edelman: Nie pamiętam, kiedy się poznaliśmy z Jerzym Turowiczem – jak można pamiętać takie rzeczy?! Chyba było to tuż po wprowadzeniu stanu wojennego, bo wiem, że przy okazji jakiegoś spotkania powiedziałem Jerzemu, że „oni skręcą kark”, a on mi na to, że „to niemożliwe”. Paula Sawicka, z którą znamy się od 1982 roku, już chyba wtedy wyciągała z kosza na śmieci jakieś listy pisane do mnie przez Turowicza.
Zofia Dunikowska
Dzień po moim urodzeniu, 9 września 1936 roku, wuj Jerzy Turowicz przysłał do swojej siostry, a mojej mamy, Anny Strzeleckiej, kartkę:
Goszyce, 10 września 1936 r.
Hanisiu, strasznie się cieszę, że szczęśliwie przebyłaś bałwany Morza Czerwonego i powiększyłaś naszą rodzinę o jedną małą pogankę. Przesyłam też dla świeżo upieczonej siostrzenicy, jakkolwiek by się nazywała, najlepsze życzenia urodzinowe. (…) Wuj Twojej córki – Jerzy
Maria i Bogdan de Barbaro
Maria: Pana Jerzego Turowicza poznałam dzięki temu, że studiowałam razem z jego najmłodszą córką, Magdaleną, która uczyła się na dwóch fakultetach: na psychologii, gdzie się poznałyśmy, i na romanistyce. Magdalena zdawała podczas sesji bardzo dużo egzaminów – zawsze miała ogromne ilości materiału do opanowania, z czym zresztą świetnie sobie radziła. W tym czasie ja byłam w stanie wewnętrznego buntu. Wydawało mi się, że rodzice mnie ograniczają, męczą, dochodziło do napięć między nami, dlatego w ramach młodzieńczej rewolty postanowiłam się z domu wyprowadzić.
Ewa Beynar-Czeczott
Pamiętam swoje pobyty w „Tygodniku”, kiedy byłam zaledwie kilkuletnią dziewczynką. Nie powiem, robiły one na mnie wrażenie. Przecież byłam w redakcji! Na dodatek anonsowano mnie: „To Ewa, córka Lecha Beynara”. Z tamtych czasów najlepiej zapamiętałam jednak nie Jerzego Turowicza, naczelnego pisma, ale Kisiela, ponieważ… oświadczył mi się! Powiedział: „Jak Lidka umrze, to się z tobą ożenię”.
Krystyna Chmielecka-Pawlusowa
W 1955 roku wróciłam do Krakowa z Łańcuta, skąd pochodzę, i rozpoczęłam pracę w dziale programowym Filharmonii Krakowskiej. Wiedziałam już wtedy, kim jest Jerzy Turowicz, a przed zamknięciem pisma w 1953 roku czytałam prawdziwy „Tygodnik Powszechny”. Turowiczowie nie bardzo mieli wówczas z czego żyć i pan Turowicz przychodził do mojej ówczesnej szefowej, pani Zosi Komorowskiej, po wejściówki do filharmonii. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, zwrócił moją uwagę skromnością i… tenisówkami, jakie miał wówczas założone. Przyszedł z wielką torbą, nieśmiały, i głosem, na który trudno nie byłoby zwrócić uwagi, zapytał o wejściówki. Przychodził zresztą po nie systematycznie, a pani Komorowska zawsze je dla niego odkładała.
Halina Bortnowska
„Tygodnik Powszechny” zaczęłam czytać jako licealistka, w Toruniu. Pismo, wraz z miesięcznikami „Znak” i „Przegląd Powszechny”, kupowałam wspólnie z Zosią Korbutt, późniejszą żoną Marka Skwarnickiego.
ks. Adam Boniecki MIC
„Tygodnik Powszechny” znałem niemal od czasów jego powstania. W internacie szkoły księży marianów na warszawskich Bielanach (rok 1947) jeden z wychowawców dał mi wiersz Konstantego I. Gałczyńskiego „Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich”, który dostał od pani Anny Turowiczowej, spotkanej chyba w Pewli. Pamiętam z jakim nabożeństwem patrzyłem na człowieka, który zna panią Turowiczową, która czyta Gałczyńskiego… To był chyba mój pierwszy kontakt z Turowiczami.
Teresa Bogucka
Nie umiem powiedzieć, kiedy dokładnie rodzice poznali się z Turowiczami. Z mojej perspektywy Jerzy Turowicz i pani Anna należeli do kręgu oczywistych znajomych, których zna się „od zawsze”. Moja mama, … Dowiedz się więcej