W miesięczniku „Znak” nr 2/2019 ukazał się wywiad z prof. Tadeuszem Gadaczem, filozofem, o publicystyce Jerzego Turowicza. Pretekstem dla rozmowy, zatytułowanej Stan serca, którą przeprowadziła Anna Mateja, była 20. rocznica śmierci Redaktora. Udostępniamy jej fragment, całość znajduje się w lutowym wydaniu „Znaku”.
ANNA MATEJA: Papież Franciszek zapytany o to, jakie jest miejsce Kościoła w społeczeństwie, odpowiedział: „ostatnie”. „Ubodzy mają pierwsze miejsce w Kościele” – napisał z kolei 81-letni Turowicz w kwietniu 1994 r., spisując plany pisarskie, dla których „chciałby pożyć jeszcze trochę”. „Kościół ubogich. Pisałem na ten temat dwa albo trzy razy. Nie dosyć. Ludzie nie rozumieją, że ubodzy mają pierwsze miejsce w Kościele Chrystusowym i co z tego wynika…”. No właśnie – co z tego zrozumiano i jak jest to realizowane? Na ile to, o czym pisał Turowicz, jest zbieżne z tym, co teraz przerabiamy w Kościele powszechnym za sprawą Franciszka?
TADEUSZ GADACZ: A gdzie pojawia się Chrystus? W miejscach ogólnie rozumianej słabości – wśród ludzi chorych, zmarginalizowanych, napiętnowanych społecznie, grzeszników. Odpowiedzią może być niezmiennie opowieść o dobrym Samarytaninie, w której widzę dwie wizje Kościoła. Kapłan czy lewita niekoniecznie byli nieczuli czy pozbawieni empatii. Może po prostu nie mieli czasu zatrzymać się przy pobitym, bo spieszyli się, np. na spotkanie z bardzo ważnymi osobami. Może nawet mieli rozmawiać o wprowadzeniu prawa, które już nigdy nie pozwoliłoby na to, żeby jacyś poranieni ludzie leżeli na poboczu drogi… I to jest jedna wizja Kościoła. Drugą uosabia Samarytanin, który zrobił to, co jest chrześcijańską powinnością wobec bliźnich w potrzebie. W nim widzę Kościół obecny w niszach słabości, czyli przy tych wszystkich, „którzy się źle mają”. To jest dla mnie paradygmat chrześcijaństwa ewangelicznego. I tak też oceniam Franciszkową wizję Kościoła. Widać to nawet w administracyjnym aspekcie tego pontyfikatu. Który z polskich arcybiskupów został kardynałem w ostatnim czasie?
Ks. Konrad Krajewski.
Papieski jałmużnik. A nie ordynariusz któregoś z miast historycznie ważnych dla polskiego katolicyzmu, jak Kraków czy Wrocław. Pontyfikat Franciszka pokazuje, jak bardzo Turowiczowa wizja Kościoła, w której nacisk położony jest na chrześcijaństwo ewangeliczne, jest wciąż ważna i aktualna.
W 1932 r. dwudziestoletni Turowicz, w środku wielkiego kryzysu gospodarczego pisze, co następuje: „Ustrój gospodarczy trzeba oprzeć na bezwzględnej sprawiedliwości. Każdemu należy się co najmniej tyle, ile warta praca przez niego wykonana, człowiek bowiem ma prawo do swojej pracy. Jedynym celem i racją bytu produkcji jest zaspokojenie potrzeb ludzkości, służenie jej, a nie wyłączny zysk przedsiębiorcy czy kapitalisty” [Henryk Ford, „Życie Technickie” nr 3/1932]. Zaskakujące?
Bardzo. To są słowa socjalisty, który czyta Emmanuela Mouniera. Można byłoby je powtórzyć w dzisiejszych realiach późnego kapitalizmu, który zrodził populizm, choćby ten obserwowany w USA za prezydentury Donalda Trumpa. Tekst dotyczy metody pracy i produkcji opracowanej przez Henryʼego Forda. W latach 60. każdy pracownik jego fabryki samochodów był w stanie zaoszczędzić na kupno auta tej firmy, dom, wyposażenie.
Dziś Detroit, czyli serce fordyzmu, jest bankrutem.
A stany poprzemysłowe stoją na ludziach zmarginalizowanych. Thomas Piketty, francuski ekonomista, który bada zjawisko nierówności społecznych, ogłosił w książce Kapitał w XXI wieku z 2014 r., że niemal 90% światowego kapitału należy do nielicznego grona najbogatszych ludzi. Znika klasa średnia, ludzie biedni ubożeją coraz bardziej. Kierunek, w jakim rozwija się kapitalizm, jest wyzwaniem dla Kościoła. Jemu nie może być obojętne, w którą stronę zmierza świat i czy jest możliwa taka zmiana wektorów, która posiadane zasoby rozłożyłaby bardziej sprawiedliwie.