Jestem świadom wielkiej wagi naszego dzisiejszego spotkania przy „okrągłym stole”. Po raz pierwszy od długiego czasu, niemal od początku Polski Ludowej, powstanie szansa otwarcia procesu zmierzającego do sytuacji, w której Polacy – jak powiedział dzisiaj Lech Wałęsa – poczuliby się gospodarzami we własnym kraju.
Jako cel naszego spotkania i dalszej pracy postawiono porozumienie narodowe. Cel bardzo trudny, jeśli nie odległy, bowiem niełatwo będzie osiągnąć owo porozumienie po przeszło czterdziestu latach nieporozumienia między władzą i społeczeństwem.
Pierwszym zadaniem musy być próba odbudowy zaufania między władzą a społeczeństwem, bowiem tego zaufania nie ma. Ilekroć w przeszłości społeczeństwo dawało władzy pewien kredyt zaufania, za każdym razem ten kredyt był nadużyty i zmarnowany. Dzisiaj czyny a nie słowa muszą uwiarygodnić intencje władzy zmiany i naprawy obecnej sytuacji.
Wolno sądzić, że przedstawiciele opozycji, którzy zasiedli do rozmów przy „okrągłym stole”, reprezentują bardzo znaczną część społeczeństwa aktywnego i umiejącego myśleć w sposób krytyczny i niezależny. Natomiast jeśli opozycja stoi na gruncie poszanowania Konstytucji PRL i porządku prawnego oraz nie zamierza obalić ustroju, to nie znaczy bynajmniej, że owa opozycja nie domaga się bardzo gruntownej zmiany tego ustroju. Zresztą dziś i przedstawiciele władzy mówią o potrzebie zmian systemowych, łącznie ze zmianą konstytucji.
Te zmiany ustrojowe, to w pierwszym rzędzie sprawa roli i miejsca ciał przedstawicielskich, zwłaszcza Sejmu, ewentualnie drugiej izby oraz ordynacji wyborczej zapewniającej realne poszerzenie reprezentatywności społeczeństwa. Chodzi tu również o powstawanie na podstawie nowego prawa o stowarzyszeniach samodzielnych, niezależnych ugrupowań społecznych, także o charakterze politycznym. Nie mówię tu o „Solidarności”, bowiem priorytetowy w obecnej sytuacji postulat jej legalizacji jest więcej niż oczywisty.
Te zmiany ustrojowe, instytucjonalne – to droga do odbudowy podmiotowości społeczeństwa, co będzie oznaczać możność przyjęcia przez społeczeństwo współodpowiedzialności za państwo. Ale to nie oznacza bynajmniej przyjmowania współodpowiedzialności za rządzenie. Postulat udziału opozycji we władzy wydaje mi się co najmniej przedwczesny. Trudno sobie wyobrazić współodpowiedzialność za rządzenie w systemie „socjalizmu realnego”, którego to społeczeństwo, czy też znaczna jego część, nigdy nie zaakceptowało. Natomiast współodpowiedzialność za państwo jest uwarunkowana przez możliwość realnej i skutecznej kontroli poczynań władzy, a więc przez istnienie mechanizmów społecznych umożliwiających pełnienie tej kontroli. Będzie to skutkiem poszerzenia zakresu wolności obywatelskich.
Nawiasem mówiąc, na siedzibie rządzącej w naszym kraju partii czytaliśmy niedawno hasło: „Nie ma wolności bez odpowiedzialności”. Sądzę, że to hasło zostało błędnie sformułowane. Bardziej słuszna byłaby formuła: „Nie ma odpowiedzialności bez wolności”.
Nie przeczę, że w Polsce dokonują się zmiany, że ma miejsce odchodzenie od złych wzorów socjalizmu realnego; ale wiemy, że to się nie dokona z dnia na dzień. Jeśli ma się powieść próba odbudowy zaufania społeczeństwa do władzy, to nie wystarczą zmiany instytucjonalne w strukturach prawnych państwa. Konieczne są także gruntowne zmiany w praktyce rządzenia, w sposobach sprawowania władzy.
Wskażę tu tylko na kilka spraw najistotniejszych. A więc: rezygnacja z zasady nomenklatury, preferowania ortodoksji politycznej i dyspozycyjności ludzi na kierowniczych stanowiskach przed kompetencją i kwalifikacjami fachowymi; zasady, która tak katastrofalne skutki przyniosła w życiu gospodarczym. Ale nie tylko o gospodarkę tu chodzi. Konieczna jest także rezygnacja z zasady nomenklatury w dziedzinie oświaty, wychowania, nauki i kultury, zasady prowadzącej do uprzywilejowania ideologii marksistowskiej w wymienionych dziedzinach. Otóż ideologia ta jest ideologią rządzącej w Polsce Ludowej partii, ale nie jest bynajmniej ideologią będącego przedmiotem tych rządów społeczeństwa. Oczywiście wielkie ideały socjalizmu, takie jak: wolność, sprawiedliwość i braterstwo, są wyznawane prze – można powiedzieć – całe społeczeństwo, tylko że społeczeństwo to bynajmniej nie jest przekonane, że „socjalizm realny” te ideały urzeczywistnia. Państwo jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli, toteż akceptacja zasady pluralizmu, w tym także pluralizmu światopoglądowego, musi pociągać w konsekwencji odrzucenie uprzywilejowania jednej ideologii, a więc postulat ideowej neutralności państwa. Dążenie do przywrócenia społeczeństwu jego podmiotowości, umożliwienia mu pełnienia kontroli nad sposobem sprawowania władzy oraz akceptacja zasady pluralizmu społeczno-politycznego uwarunkowane są istnieniem autentycznej opinii publicznej. Wymaga to przełamania dotychczasowego monopolu w dziedzinie środków masowego przekazu. Oczywiście, wiadomo, że w tym monopolu istnieją wyłomy; istnieją one jednak na zasadzie arbitralnych koncesji i mają rozmiary jaskrawo dyskryminacyjne. Z zasady pluralizmu wynika, że różnice orientacyjne społeczno-polityczne czy światopoglądowe winny mieć możność swobodnego dostępu do środków masowego przekazu, możność posiadania organów prasowych o wachlarzu i nakładach odpowiadających zapotrzebowaniu społecznemu. Wymaga to gruntownej zmiany całego systemu zezwoleń na wydawanie pism, limitowania nakładów i gospodarki papierem i poddania tego systemu kontroli społecznej. Nie taję, że dotyczy to w dużej mierze prasy katolickiej, wyraźnie dyskryminowanej w kraju, w którym ponad 90 procent obywateli stanowią członkowie Kościoła katolickiego.
Łączy się z tym sprawa cenzury środków społecznego przekazu. Obawiam się, że w istniejącej sytuacji, zwłaszcza sytuacji geopolitycznej, istnienie cenzury jest złem koniecznym. Chodzi natomiast o minimalizację tego zła, a więc o ograniczenie funkcji cenzury do ochrony autentycznej racji stanu i bezpieczeństwa państwa i rezygnację z ochraniania – jak dotychczas – interesów władzy czy partii, poprzez ograniczenie informacji oraz eliminowanie poglądów, które się komuś nie podobają.
Problem praworządności. W przeszło 40-letniej historii Polski Ludowej mamy okres nazywany eufemistycznie okresem „błędów i wypaczeń”, a w istocie okres brutalnego łamania podstawowych praw człowieka, więcej – okres gwałtów i zbrodni, w którym – rzekomo w imieniu prawa – padały ofiarą dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi. Dzisiaj zaczyna się o tych sprawach mówić. Ale to nie wystarcza by stworzyć klimat narodowego porozumienia. Trzeba wyraźnie wskazywać na związek między owym bezprawiem a stalinowskim systemem politycznym, jego dziedzictwem, oraz ujawnić całą prawdę o owym okresie „błędów i wypaczeń”.
Jeśli dziś okres ten mamy za sobą, to nie znaczy, by społeczeństwo było przekonane, że żyjemy w pełnej praworządności. Przeczy temu szereg niedawnych procesów politycznych oraz oburzające nieraz praktyki kolegiów do spraw wykroczeń.
Wreszcie dziedziną, w której muszą się dokonać gruntowne zmiany jest sprawa poszanowania i przestrzegania autonomii kultury w stosunku do polityki. Kultura nie może być traktowana instrumentalnie. Pisarz czy też reżyser filmowy nie może być dyskryminowany ze względu na swoje przekonania polityczne czy też swój światopogląd. Tu są pewne krzywdy do wyrównania. Środowiska twórcze muszą mieć prawo do zrzeszania się w niezależne i autonomiczne organizacje. Trzeba skończyć z praktyką arbitralnych koncesji i zakazów, uznając, że kultura stanowi dobro nadrzędne. W pełnej ciągłości ze swoim 1000-letnim dziedzictwem kultura polska stanowi jedność, Zarówno ta, która ma dziś możność legalnej obecności, jak i ta powstająca w „drugim obiegu”, czy też na emigracji.
Tymi wszystkimi problemami będą się na pewno zajmować zespoły powstające w wyniku naszych dzisiejszych obrad. Moim zamiarem było tylko podkreślić, że bez realnych, głębokich zmian w naszym systemie politycznym i w praktyce ego funkcjonowania, nie będzie porozumienia między władzą a społeczeństwem, ani też brania przez to społeczeństwo współodpowiedzialności za państwo.
Nie chciałbym, by to co powiedziałem brzmiało pesymistycznie. Wiem, że z ustroju „socjalizmu realnego” nie przeskoczymy z dnia na dzień w pełną demokrację, że zmiany mogą się dokonywać stopniowo, że konieczne będzie zawieranie rozsądnych kompromisów. Chodzi o to, by kierunek zmian został określony w sposób społecznie wiarygodny. Chcę wierzyć, że zostanie to dokonane w ramach procesu, który żywi społeczeństwo pragnące, by życie było bardziej ludzkie i byśmy mogli poczuć się gospodarzami we własnym kraju.
Jerzy Turowicz „Pisma wybrane”, Universitas, Kraków 2013, tom II, s. 572-575.